piątek, 27 marca 2015

Worek podróżny.

Nie wiem czy zasłużył na osobny wpis, ale mam już zdjęcia no i przetrwał wyjazd do Berlina. Był jedną z tych rzeczy, które nie dojrzewają. Potrzebny na już, szyty w dość szybkim tempie. Przecież nie mogło mi się przypomnieć wcześniej, niż dwa dni przed wyjazdem, że nie mam się w co spakować.


piątek, 6 marca 2015

Każdy ma jakiś gadżet.

Przerwa była długa, wdrożenie się w tryb studiowania niełatwy, po tygodniu mam wrażenie, że ciągle gdzieś biegam, żeby być tu i tam, żeby zdążyć, żeby ogarniać i załatwić papierkowe kwestie w terminie. Obija mi się o uszy, że trwa kolejny okres wirusowy. To chyba pechowy sezon, sama padałam ofiarą kilkakrotnie w ciągu ostatnich miesięcy. Aktualnie jestem w formie, ale dzisiaj pokażę gadżet dla choruszków. W trzech różnych odsłonach! 

Dla urozmaicenia przygotowałam trzy wersje kolorystyczne i materiałowe. Nawet taki gadżet można dopasować do indywidualnych zachcianek i upodobań, w końcu ma cieszyć oko! 


poniedziałek, 2 marca 2015

for yourself.

Przyznaję, do mojego singera kulturalnie przysiadł się kurz, ale załatwiłam sprawy pilne i bardzo decydujące. Miniony rok pokazał mi wiele, zdobyłam wiedzę cenną, ale też kompletnie niepotrzebną. Dlatego czas ruszyć z miejsca, skupić się na rzeczach jedynie wartościowych. Nie ma chyba ważniejszej podstawy. O nadchodzących zmianach już wcześniej pisałam, a więc tak to na razie zostawię.

Kilka(naście?) dni temu egoistycznie wykorzystałam swoją maszynę do szycia i uszyłam torbę dla siebie. Coś co robię najrzadziej, to szyję dla siebie- z myślą o sobie i swoich potrzebach. A że bujam się od roku z jedną i tą samą, bawełnianą torbą uszytą w pośpiechu (nawet nie z myślą o sobie), no to co tu dużo tłumaczyć. 

Do zakupu grafitowej eko-skóry podchodziłam ze trzy razy i wiedziałam, że mi posłuży. No właśnie, mi, a więc sprawa nie nagła, nie pilna, wiecznie odkładana. Taki błąd. Belka materiału na sklepowej półce chudła w oczach i złapałam okazję, zanim się sprzedała. Teraz oczywiście biję się w pierś, że tak późno, bo torba wyszła super (tutaj skromność nie ma swojej roli). 

Co do formy, jest prosta. O taką mi chodziło i od początku wiedziałam, że torba tak będzie wyglądać. Więcej czasu zajęło mi wymyślenie przymocowania uchwytów. Chciałam jak najmniej ingerować w zewnętrzną część torby, zrobić jak najmniej przeszyć (utrudniłam sobie nie dodając podszewki) i jednocześnie musiałam ukryć strzępiący się sznurek. Myślałam, próbowałam, odłożyłam, odczekałam i ostatecznie postawiłam na wykończenie ręczne. Oglądajcie efekty.